Istnieje dość powszechne przekonanie, że problem „kredytów frankowych” powstał głównie na skutek braku racjonalnych decyzji kredytobiorców. Ów brak racjonalności klientów banku rzekomo polegać miał na wyborze tańszego, jednak bardziej ryzykownego kredytu walutowego, zamiast kredytu złotówkowego. W myśl tego poglądu kredytobiorca sam jest sobie winien, powinien bowiem liczyć się z ryzykiem wzrostu kursu, niezależnie od tego jak duży by ten wzrost był. Rzecz jednak w tym, że tak naprawdę „kredyty frankowe” nie były udzielane w frankach. Poniżej postaram się wyjaśnić ten paradoks.
Czym jest kredyt frankowy?
Gdyby zapytać osobę postronną czym jest kredyt frankowy, zapewne udzieliłaby ona odpowiedzi, że jest to umowa kredytu, w ramach którego klient otrzymuje od banku określoną ilość gotówki we franku szwajcarskim, którą to później musi oddać również w tym samym franku szwajcarskim, w określonych ratach. Pewnym naturalnym skojarzeniem jest więc, że kredyt frankowy to kredyt, który został zarówno udzielony, jak też jest spłacany we franku szwajcarskim.
Kredyty, które są stały się osią problemu, w żaden sposób nie pasują jednak do tej definicji. Nie są to bowiem kredyty walutowe, które zostały udzielone we franku szwajcarskim, ani też nie są we franku szwajcarskim spłacane. Wręcz przeciwnie – w ramach tych umów kredytowych – klient otrzymał do dyspozycji środki w polskich złotych oraz był zobowiązany spłacać te środki również w polskich złotych. Gdzie zatem jest ten element walutowy?
Kredyty powiązane z kursem CHF
Kredyty, o których mówimy, to umowy jedynie „powiązane” z kursem franka szwajcarskiego. Co to oznacza? Oznacza to, że w rzeczywistości, wyłącznie księgowe rozliczenie tych kredytów opierało się na ustalanym przez banki kursie franka szwajcarskiego. Zarówno kredyty indeksowane do franka szwajcarskiego, jak też kredyty denominowane do franka szwajcarskiego nie dawały do dyspozycji klienta żadnej gotówki wyrażonej we franku szwajcarskim. Co więcej – strony – w momencie zawarcia umowy nawet nie przewidywały, że kredyt będzie spłacany za pomocą tej waluty, przewidując możliwość spłaty wyłącznie w polskim złotym. W rzeczywistości bowiem banki udzielające kredytów nie posiadały wówczas znaczących rezerw franka szwajcarskiego, toteż nie mogły nimi dysponować w ramach udzielanych kredytów.
Skąd się wzięły problemy?
Jak to się jednak stało, że zadłużenie klientów wzrosło tak nieproporcjonalnie, skoro kredyty te były udzielone oraz spłacone w złotych? Fenomen ten „zawdzięczamy” specyficznym mechanizmom konstruowanych umów, w ramach których zarówno transze wypłacanego kredytu (czyli to, ile klient miał dostać) oraz raty spłacanego kredytu (czyli to, co klient miał oddać) opierać się miały na przeliczeniach pomiędzy złotówką, a frankiem szwajcarskim.
Pomimo, że bank oddawał klientowi do dyspozycji jedynie złotówki, określał on saldo zadłużenia klienta właśnie we franku szwajcarskim (po kursie kupna). Następnie, pomimo tego, że klient spłacał kredyt w złotówkach, ów spłatę klienta bank przeliczał na kurs franka szwajcarskiego (po kursie sprzedaży). W ten sposób, pomimo że umowy nie dotyczyły franka szwajcarskiego, zadłużenie klientów oraz zyski banków opierały się w dużej mierze właśnie na kursie tej waluty. Tym bardziej że kurs ten nie był obiektywnym kursem rynkowym (wg NBP), natomiast kursem ustalonym subiektywnie przez banki.
W kolejnym artykule
Dokładny charakter tych przeliczeń oraz różnice pomiędzy nimi, w przypadku kredytów powiązanych z kursem franka szwajcarskiego szczegółowo opiszę (wraz z przykładami) w ramach kolejnych dwóch artykułów poświęconych istocie kredytu indeksowanego oraz kredytu denominowanego.